REKLAMA
<powrót zakladka

 

Prezydent Unii Wielkopolan- Paweł Leszek Klepka o wszystkim,  co w jego życiu wiąże się z Luboniem

 

Paweł Leszek Klepka ( na zdjęciu), radny Lubonia pierwszej kadencji (1990-94), były Wiceprezydent Miasta Poznania, obecnie Prezydent Unii Wielkopolan i Przewodniczący Rady Nadzorczej LOSiR spółka z o.o., od 32 lat jest mieszkańcem Lubonia. W roku jubileuszu 60-lecia naszego miasta poprosiliśmy p. P. L. Klepkę o kilka wspomnień, dotyczących przemian ustrojowych, których był świadkiem i uczestnikiem i o wskazanie priorytetowych działań, dla przyszłych władz Lubonia.

 

…Zostałem mieszkańcem Lubonia dość dawno temu, bo w roku 1982. Przywędrowałem tu z poznańskiej Wildy za moim osobistym szczęściem- czyli za małżonką, która jest rodowitą lubonianką, a ściślej żabikowianką. W tym roku mijają 32 lata odkąd znalazłem tu swoje miejsce na ziemi. Nigdy nie chciałem się stąd wyprowadzać, bo w Luboniu można spokojnie mieszkać i odpoczywać, realizując się zawodowo np. w Poznaniu. Jestem tego najlepszym przykładem! Jak zostałem radny Lubonia? Na początku lat 90-tych byłem młodym inżynierem- geodetą, który ciężko harował na byt dla rodziny w prywatnym przedsiębiorstwie, zajmującym się termoizolacją rur ciepłowniczych. Firma należała do mojego przyjaciela, co w niczym nie umniejszało mi obowiązków, ale pozwalało na dużą swobodę działania. To właśnie wtedy zacząłem interesować się funkcjonowaniem społecznych Komitetów Obywatelskich. Wcześniej, jeszcze jako student, bywałem bardzo blisko osób uznawanych przez władzę PRL za „nieprawomyślne”. Miałem nawet okazję uczestniczyć w spotkaniu przy ul. Newtona w Poznaniu, zorganizowanym w prywatnym mieszkaniu prof. Stanisława Barańczaka (skazanego później na przymusową emigrację), kiedy przyjechała do Poznania delegacja Studenckiego Komitetu Samoobrony Uniwersytetu Wrocławskiego. Członkowie tej delegacji przez kilka dni mieszkali u moich rodziców, na Wildzie, ale nie uznaję się z tego powodu za „wielkiego opozycjonistę”. Był to wyraz młodzieńczego ducha sprzeciwu, a nie świadomej walki z systemem politycznym. Mój ówczesny światopogląd kształtował się pod wpływem takich ludzi, jak ks. Marian Piwko, nasz wildecki duszpasterz. Pamiętam, że czasem, po kazaniu ks. Piwki ludzie bali się wychodzić z kościoła, myśląc że za drzwiami zostaną aresztowani za samo uczestnictwo w takiej maszy… -”Nie bójcie się zauważać zła, nie bójcie się dawać świadectwa prawdzie”-taki nakaz moralny wynosiłem z tamtych kazań i to we mnie do dziś zostało. Jako dorosły już człowiek świadomie wstąpiłem do poznańskiej „Solidarności” (byłem osobą odpowiedzialną za dystrybucję znaczków członkowskich) zdarzało mi się w stanie wojennym roznosić ulotki, palić znicze na Placu Mickiewicza, ale zawsze czułem strach, kiedy w okolicy pojawiły się milicyjne patrole… Będąc mieszkańcem Lubonia też chciałem uczestniczyć w rodzących się przemianach, dlatego, kiedy usłyszałem, że powstał miejscowy Komitet Obywatelski, poszedłem na spotkanie. Nie sądziłem wtedy, że tak zacznie się moja „kariera” samorządowca. Spotkanie, na które trafiłem, to był zespół, przygotowujący start członków lubońskiego Komitetu Obywatelskiego w wyborach do Rady Miasta. Zespołowi przewodniczył Marek Bartosz, późniejszy Zastępca Burmistrza Miasta. Zapoznawszy się z formułą kandydowania zdecydowałem się wystartować z listy Komitetu. Ponieważ nie pracowałem w Luboniu i byłem nowym mieszkańcem, koledzy nie mieli do mnie pełnego zaufania. To zabawne, ale zostałem poddany swoistemu egzaminowi z „prawomyślności i lojalności”. Pamiętam jak ostro przepytywał mnie późniejszy kolega-radny Grzegorz Paczyński. To było mało przyjemne doświadczenie… ale chyba nie wypadłem najgorzej bo zostałem wpisany na listę kandydatów. Współobywatele zdecydowali o moim losie, oddając na mnie swoje głosy. Dzięki społecznemu zaufaniu zostałem radnym Lubonia pierwszej, demokratycznej kadencji, w latach 1990-94. Miałem wówczas zaszczyt znaleźć się obok przyszłych wybitnych lubońskich samorządowców: dra Włodzimierza Kaczmarka i dra Zdzisława Szafrańskiego. Już podczas pierwszej sesji okazało się, jak kruche podstawy ma nasza lokalna demokracja. Podczas pierwszego posiedzenia mieliśmy wybrać spośród siebie burmistrza. (Dopiero później ustawowo zdecydowano, że obywatele mają prawo wybrać burmistrza w wyborach bezpośrednich.) Obrady trwały kilkanaście godzin. Nasze grono podzieliło się na skłócone frakcje, nie mogliśmy znaleźć porozumienia w kwestiach obsadzenia kluczowych stanowisk bo wszyscy chcieli nagle zostać wywyższeni. Byłem sekretarzem posiedzenia (przewodniczył Krzysztof Moliński), dlatego tak dobrze utkwiła mi w pamięci nieprzyjemna sytuacja, jaką sami stworzyliśmy. Najzaciętsza kłótnia dotyczyła obsadzenia stanowiska burmistrza miasta. Koledzy ze „starego” Lubonia wysunęli kandydaturę Zdzisława Szafrańskiego, jak osobiście zaproponowałem Włodzimierza Kaczmarka, wiedząc, że jako jedyny ma przygotowanie, by tę funkcję sprawować. Wiedziałem, że dr Włodzimierz Kaczmarek jest ekonomistą, wybitnym specjalistą od ekonomiki transportu, uznałem więc, że poradzi sobie z problemami budżetu miasta. Koledzy, widząc wyłącznie splendory, byli innego zdania. Niektórzy, szukali przysłowiowej „buławy we własnych tornistrach”. Byli tacy, co twierdzili nawet, że każdy z nas nadaje się na to prestiżowe stanowisko! Pamiętam, że zdumiony taką postawą, skwitowałem ambitne zapędy zdaniem: „może każdy z was, ja na pewno na burmistrza się nie nadaję!” To trochę ostudziło ambicje, ale i tak żaden z dwóch oficjalnie wysuniętych kandydatów nie uzyskał wymaganej większości głosów. W sytuacji patowej, już bardzo późnym wieczorem, a raczej prawie w nocy, zaproponowałem, że zadzwonię do znanego mi osobiście prawnika- prof. Wojciecha Łączkowskiego, by prosić o pomoc i radę. W obecności Marka Bartosza zadzwoniłem do Profesora. Po przedstawieniu sytuacji, zaistniałej w nowej Radzie Lubonia, usłyszeliśmy od niego, że… złamaliśmy prawo i właściwie powinniśmy się rozwiązać! Ta opinia uznanego prawnika musiała być dla niektórych dużym szokiem! Obaj kandydaci na burmistrza miasta solidarnie oświadczyli, że rezygnują z ubiegania się o stanowisko. (Prawdziwy zimny prysznic na gorące głowy i zwaśnione frakcje!) Trochę trwało, zanim przekonaliśmy Włodzimierza Kaczmarka i Zdzisława Szafrańskiego aby jednak nie wycofywali swoich kandydatur, aby można było przeprowadzić ostatnie głosowanie. Zgodzili się, głosowaliśmy po raz kolejny i wtedy jednym głosem zwyciężył Włodzimierz Kaczmarek. W taki oto sposób został wybrany pierwszy historyczny burmistrz Lubonia. Dodam dla uzupełnienie, że w kolejnych kadencjach lubońskiego samorządu obaj panowie: dr Włodzimierz Kaczmarek jako burmistrz miasta i dr Zdzisław Szafrański, jako Przewodniczący Rady Lubonia, stworzyli niezwykle sprawny duet, profesjonalnie zarządzający naszym miastem. Co do mnie- byłem radnym w Luboniu tylko 1 kadencję. Muszę powiedzieć, że koledzy w samorządzie za mną nie przepadali… Jako jedyny nie pobierałem swojej diety, i podczas każdej sesji budżetowej składałem wniosek, żeby w ogóle zlikwidować wynagrodzenie za pracę radnego. Robiłem to nie dlatego, że nie potrzebowałem pieniędzy, ale dlatego, iż miałem przekonanie, że za pracę radnego nie powinno się pobierać pieniędzy, bo wtedy nie pracuje się społecznie. Inni nie podzielali moich przekonań, zatem przez 4 lata tylko ja sprawiałem kłopot ówczesnemu Skarbnikowi Miasta- p. Elżbiecie Miałkasowej, która musiała moją dietę wydatkować na cele społeczne (zgodnie z moim życzeniem). Pieniądze przeznaczone na utrzymanie radnych miasta musiały zostać wydane. Wracając do spraw Lubonia: w tamtym czasie wydawało nam się, nowym radnym, że wszystko możemy zmienić. Gorzej, niektórzy z nas uznali, że to, co zastaliśmy, jest z gruntu złe, bo jest pozostałością złego systemu… Wielu uważało, że te „chwasty” należy zniszczyć z korzeniami! Tylko to, co sami wymyślimy jest dobre i słuszne, bo tylko my mamy teraz monopol na wiedzę i prawdę. Smutne, ale prawdziwe! Takie lekceważenie dorobku poprzedników to klasyczny błąd wszystkich młodych rewolucjonistów! Dzisiaj stwierdzam, że naszą nieprzejednaną postawą wyrządziliśmy sporą krzywdę tym wszystkim, którzy przed nami rządzili Luboniem. Dzisiaj wiem, że Kazimierzowi Świderskiemu, ostatniemu Naczelnikowi Lubonia, znacznie trudniej było podejmować decyzje gospodarcze niż nam. My działaliśmy w dobie gospodarki rynkowej a on musiał dostosować się do systemu nakazowo-rozdzielczego. Nie zauważyliśmy także postawy Kazimierza Świderskiego, który nie był na swoim stanowisku funkcjonariuszem partii, ale prawdziwym gospodarzem, dbającym o miasto, starającym się poprawić komfort życia mieszkańcom. To przecież Kazimierzowi Świderskiemu zawdzięcza Luboń początek kanalizacji sanitarnej, potem tak skutecznie rozbudowywanej za rządów Włodzimierza Kaczmarka i wreszcie teraz zmierzającej ku końcowi, za rządów obecnego burmistrza- Dariusza Szmyta. Włodzimierz Kaczmarek rozumiał priorytet, wybrany przez Naczelnika Świderskiego. Przez kolejne lata na stanowisku Burmistrza Lubonia konsekwentnie budował infrastrukturę komunalną miasta, mimo iż były to decyzje mało spektakularne i mało popularne. Przecież kanalizacji miejskiej nie widać gołym okiem, a kosztuje sporo! Przyznać muszę, że kiedy w pierwszej kadencji naszego samorządu podejmowaliśmy uchwały w sprawie przyszłej sieci kanalizacji, publicznie oświadczyłem, iż nie wierzę, aby Luboń za mojego życia został skanalizowany. I srodze się pomyliłem! Stwierdzam to z prawdziwą radością. To przecież dowód, że człowiek, którego w pierwszej kadencji Rady Miasta obdarzyliśmy funkcją burmistrza, wykazał się dużą mądrością, przewidywaniem i odwagą cywilną, „topiąc” w ziemi miliony złotych i dając ludziom wodociągi i kanalizację. Infrastruktura umożliwiła wewnętrzną rozbudowę miasta. Dzięki niej powstały piękne osiedla. Nie pamiętamy, że wcześniej charakter miejski miała właściwie tylko „Lubonianka”… Mogę się pochwalić, że trochę w tym pomogłem. Będąc na stanowisku Wiceprezydenta Miasta Poznania starałem się ułatwiać władzom Lubonia kontakty z Aquanetem, co procentowało szybszą ścieżką inwestycyjną na terenie Lubonia. Władze nowej kadencji nie będą potrzebowały takiej pomocy, bo infrastruktura komunalna została już prawie całkowicie zbudowana, teraz przychodzi czas na upiększanie miasta. Niestety, Luboń pozostanie dla mieszkańców sypialnią i trzeba się z tym pogodzić. Nikt nie zlikwiduje ograniczeń, związanych z brakiem terenów inwestycyjnych, ale za to można wykorzystać atut, jakim jest bliskość wielkiego Poznania. Nie bójmy się słowa „miasto-sypialnia”, wręcz przeciwnie, eksponujmy je! Taka jest moja rada dla nowej władzy w Luboniu. Jeśli poprawimy komfort życia przyciągniemy wielu nowych mieszkańców, którzy chętnie tutaj zostawią swoje podatki. Nie powinniśmy starać się rywalizować z Poznaniem. Nie stać nas na to! A z drugiej strony- w jakim celu wydawać budżetowe pieniądze nas basen miejski, który nigdy nie dorówna termom maltańskim? Przecież z Lubonia na Maltę tylko kilkanaście minut dojazdu samochodem! Nie warto ścigać się z „wielkim bratem”! Warto natomiast kłaść nacisk na wygodę życia w Luboniu, na piękne chodniki, równe drogi, zieleńce i place zabaw dla dzieci. Niech miasto będzie przyjazne mieszkańcom. Czego trzeba więcej? Poznań zaoferuje im pracę, Luboń spokojny wypoczynek… Tu drobna uwaga: żeby mieszkaniec chciał zasilać miasto swoimi podatkami, musi mieć przekonanie, że jego pieniądze są tak lokowane, że będzie miał z tego korzyść. Chcę powiedzieć, że znakomitą decyzją, choć nieco sprzeczną z moim poprzednim wywodem, była budowa hali widowiskowo-sportowej w Luboniu. Ten obiekt doskonale spełnia swoje funkcje i służy mieszkańcom. Poprzez sprawy, związane z halą widowiskowo-sportową znów, po latach bezpośrednio zaangażowałem się w działalność na rzecz miasta. Stało się to na prośbę burmistrza Dariusza

Szmyta, który zaproponował mi funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej Lubońskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, przekształconego w spółkę. Zdaniem Dariusza Szmyta mój udział w Radzie Nadzorczej jest gwarancją bezstronności w podejmowaniu decyzji, istotnych dla spółki. Pierwszą z nich było ogłoszenie konkursu na stanowisko nowego prezesa. Przystąpiliśmy do sformułowania regulaminu konkursowego, w taki sposób, aby nikt nie mógł nam zarzucić osobistych preferencji. Na specjalne życzenie burmistrza D. Szmyta w regulaminie został umieszczony punkt, że do konkursu nie może przystąpić osoba, wobec której istnieją, lub wytoczone zostały jakieś postępowania prawne. Nie zgadzam się z tym, bo w naszym kraju obowiązuje zasada domniemania niewinności a oskarżenie nie oznacza udowodnienia winy, ale… właścicielem hali jest miasto i Burmistrz miał w sprawie regulaminu głos decydujący. Rozumiem też jego intencje. W sytuacji ostrej nagonki na obecnego prezesa LOSiR taka ostrożność była uzasadniona. Mogę powiedzieć, że chyba z powodu restrykcyjnych warunków do publicznie ogłoszonego konkursu stanęło zaledwie 4 kandydatów (1 z Lubonia i 3 spoza miasta). Oferty przeglądane są teraz przez powołanych przez nas ekspertów, którymi są : prof. Jerzy Smorawiński, wybitny ekspert w dziedzinie sportu, klasy światowej, oraz Andrzej Strażyński, doświadczony samorządowiec (przez kolejne 4 kadencje wójt gminy Dopiewo, obecnie buduje halę sportową w Rokietnicy). Na podstawie ich opinii Rada Nadzorcza, pod moim przewodnictwem, wybierze nowego prezesa LOSiR. To powinno zakończyć niepotrzebne zamieszanie wokół hali. Namawiam tych, którzy tak pilnie zajmują się dzisiaj „szukaniem dziury w całym”, aby zaczęli dostrzegać elementy pozytywne, w tym, co się wokół nich dzieje! W Luboniu nie ma żadnej afery, choć niektórzy pewnie by sobie tego życzyli! Warto pamiętać, że błoto pomówień łatwo przykleja się nie tylko do ludzi, ale także do instytucji. Hala widowiskowo-sportowa w Luboniu coraz lepiej wpisuje się w kulturalną mapę okolic Poznania. Nie psujmy tego wizerunku bezpodstawnymi oskarżeniami i dajmy przyszłemu prezesowi kredyt zaufania. Inaczej będzie miał poważny kłopot, aby zapełnić widzami halę i uzyskać satysfakcjonujący właściciela (czyli miasto) wynik ekonomiczny. Mówię to z własnego doświadczenia. Są w Luboniu osoby, opanowane misją negowania wszystkiego, co nie jest ich pomysłem. Nic ich nie zadowala, nic nie cieszy, poza możliwością bezkarnej krytyki. Na szczęście to mniejszość. Większość mieszkańców naszego miasta dostrzega zmiany na lepsze, chwali sukcesy, dla nich warto podejmować wszelkie wysiłki, by w Luboniu żyło się lepiej i piękniej.

Prezydenta Unii Wielkopolan, Pawła Leszka Klepkę, wysłuchała Izabella Szczepaniak

 (Na zdjęciach:

1.Paweł Leszek Klepka podczas spotkania mieszkańców Lubonia z Janem Marią Rokitą w Bibliotece Miejskiej,

2. Paweł Leszek Klepka z Burmistrzem D. Szmytem i Zastępcą Burmistrza M. Tomaszykiem podczas sierpniowych uroczystości ku czci bł. Edmunda Bojanowskiego.)

 
                                                                                    <powrót zakladka